Jako, że mocno interesuję się genetyką nie trudno było mi dojść do poniższych wniosków. Byłem zdziwiony, gdy w rozmowie z autorytetami w dziedzinie pszczelnictwa z mojej Uczelni. Usłyszałem dokładnie to co sam myślę. Spodziewałem się raczej tzw. betonowego podejścia do tematu. Czyli jednymi słowy że leczenie pszczół to tylko lekami i niczym innym. Byłem przygotowany raczej na zupełnie inne podejście. Takie jak podejście innego mojego wykładowcy przedmiotu o ekologicznym sadownictwie. Na samym początku kursu usłyszeliśmy wielkie: "EKOLOGICZNE SADOWNICTWO NIE ISTNIEJE, KURS TEN BĘDZIE KURSEM UZUPEŁNIAJĄCYM DO KURSU SADOWNICTWA". No skręciło mi wtedy kiszki, bo sam staram się prowadzić ekologiczny sad i wiem, że się da, tylko problemem jest czy się chce. Wielu osobom jest z takim podejściem wygodnie. Twierdzą że prostsze rozwiązania są lepsze. Ja uważam że często prostsze z pozoru rozwiązania są w rzeczywistości bardziej skomplikowane i pracochłonne. Rozwiązania te są bardziej pracochłonne, gdyż działają tu i teraz, a rozwiązania z pozoru trudniejsze są trudniejsze na początku, ale w dłuższej perspektywie czasu okazują się łatwiejsze. Dobra, trochę zboczyłem z tematu :D Do jakich wniosków doszedłem? Doszedłem do wniosku, że najlepszą formą obrony przed warrozą jest pozwolić jej swobodnie żyć. Dziko żyjące pszczoły przystosowują się do niej, bo działa na nie naturalna selekcja. Lecząc wszystkie pszczoły nie selekcjonujemy naszych pszczół, nie wyodrębniamy odpornej linii. Stosując środki chemiczne nie selekcjonujemy rodzin pszczelich pod względem odpornościowym, ale bardzo ostro selekcjonujemy warrozę. Źle stosując środki lecznicze (a wielu tak robi) możemy dopuścić do przetrwania jakiegoś osobnika, który jest mniej podatny na ten środek. Następnie taki osobnik rozmnaża się dając linię odpornych warroz, które są bardziej wirulentne (bardziej zjadliwe). Na terenach gdzie nie stosuje się leków warrozy są mniej wirulentne, a pszczoły odporniejsze (info dr A. Tofilski), są nijako w stanie równowagi. Warroza na tych terenach nie szkodzi pszczołom na tyle by w jakimś znaczącym stopniu im przeszkadzała. Więc dlaczego leczymy pszczoły, skoro można po prostu wyodrębnić odporną linię? Bo niestety to by oznaczało straty dla pszczelarza. Straciłby kilka rodzin, które go utrzymują. Ale tym sposobem odroczyłby tylko wyrok. Te rodziny po prostu są słabe genetycznie i nie warto przedłużać im życia, bo rozmnażamy słabe osobniki i dziwimy się później, że bez chemii pszczoły nie przeżyją. Pszczoły nie mają okazji przystosować się do warrozy, bo nie dajemy im szansy. Wymieniamy matki na te z hodowli, które selekcji na odporność przeciwko warrozie nie stosują. Kwestia też sztucznego unasienniania jest zjawiskiem niekorzystnym, gdyż później mamy jednorodne rodziny, bardzo sobie bliskie genetycznie i często złe genetycznie (słabe). Pszczoły unasiennione lokalnie są różnorodne genetycznie. W ulu te, które są podatne na warrozę giną, a te które mają geny lepszego samca przeżywają. Wyprowadzając matkę z roju, gdzie pszczół jest najwięcej i mają się w dobrej kondycji pomimo tego mamy sporą szansę przekazać cechę tolerancji na warrozę dalej. Sztucznie unasienniając zatrzymujemy ewolucję, gdyż nie prowadzamy zmienności genetycznej. Co prawda sztuczne unasiennianie może się przysłużyć do zachowania w późniejszym etapie tej cechy tolerancji na warrozę, jednak to co się dzieje obecnie nie sprzyja stworzeniu odpornej linii. Żeby coś zyskać (tolerancyjną na warrozę rodzinę) trzeba coś stracić (słabą rodzinę) i nie ma ale. W dłuższej perspektywie selekcja rodzin jest korzystna. Ale wymagałoby to znajomości genetyki, a uzyskać taką wiedzę i umieć wykorzystać jest trudno, więc po prostu ludziom się nie chce tej wiedzy zdobywać i idą na łatwiznę. A łatwizną jest leczenie konwencjonalnymi środkami. Warroza powinna być policjantem/wskaźnikiem - ta rodzina jest słaba wymień matkę/pozbądź się jej. Trzeba zaprzęgnąć warrozę do pracy dla nas, a nie z nią walczyć. Podszedłem na targach agroturystycznych do pszczelarza ekologicznego i pytam czym leczy. Stwierdził że kwasami, dodał, że jest to pracochłonne, trzeba mieć wiedzę, ale ludziom po prostu się nie chce, wolą iść na łatwiznę. Więc dowiedziałem się, że kolejna osoba myśli tak samo. Wszystko się da, tylko każdy chce zarobić, a się nie narobić. Tak poza tym leki, którymi leczone są pszczoły akumulują się w wosku! I kolejne pokolenia pszczół są coraz słabsze, bo pszczoła nie jest wstanie usunąć tych toksyn z komórki! W miodzie też te toksyny będą. I jak później pszczoły mają masowo nie padać? Osłabione lekami są słabsze i gorzej radzą sobie z warrozą i chorobami. Nie jest tak? Staramy się poprawić naturę, ale natury nie można naprawiać, można jej co najwyżej pomóc [S.B. Sroka - szkółkarz]. Zawsze znajdzie się naturalny mechanizm, który utrze nam nosa, gdyż często jesteśmy przeświadczeni, że oszukaliśmy naturę. Natura daje się oszukać na krótką metę, ale gdy zauważy, że coś jest nie tak spoliczkuje nas dwa razy mocniej niż my ją. Kolejnym z takich przykładów jest selekcja pod względem agresywności. Kto by nie chciał nieagresywnych pszczół? Ale niestety okazuje się, że lepiej z warrozą radzą sobie agresywne pszczoły. I właśnie zostaliśmy spoliczkowani nawet o tym nie wiedząc. Pewnie wielu z was na mnie naskoczy za te słowa, ale dla mnie (i nie tylko dla mnie) jest to słuszne podejście i będę go bronił za wszelką cenę :) Polecam film: Tajemnice roju.
0 Komentarze
Odpowiedz |
Wyłącz Adblocka na tej stronie. Dzięki ! :D
Kategorie
All
Archiwa
February 2020
|