Jako młody człowiek w sprawie dotyczącej głównie młodych ludzi niestety przyjmę postawę atakującą. Sprawa o której chciałem napisać to liczebność kleszczy. Mimo, że jestem młody pamiętam jeszcze czasy, gdy nie musiałem obawiać się kleszczy wychodząc na własne podwórko! Teraz pojedyncze osobniki widuję nawet tu! Wielu ludzi również twierdzi, że liczebność kleszczy się zwiększyła. Cytuję tatę: "kiedyś tyle tych kleszczy nie było". Ludzie obwiniają za taki stan rzeczy ocieplenie klimatu i łagodne zimy. Nie wiem ile w tym prawdy, ale ja wysnułem kompletnie inną hipotezę i dość odważną. (Opowiadam jak to jest w moich okolicach, natomiast w innych może być inaczej)
Moi sąsiedzi (starsi dwa razy i więcej) wciąż uprawiają pola, choć przychodzi im to z coraz większym trudem. W polu oprócz mnie ciężko spotkać jakiegoś młodego człowieka. Młodzi po prostu doszli do wniosku, że po co mają się trudzić ciężką uprawą roli skoro wszystko mogą dostać w sklepie. Później i tak proszą rodziców o ich ziemniaki, bo tych ze sklepu już nie mogą jeść - słowa sąsiadki, ale pomóc nie pomogą. Już pomijam jakiej jakości produkty spożywcze dostajemy w sklepie, ale powszechne jest twierdzenie, że po co mam uprawiać i harować w polu po godzinach skoro stać mnie na wszystko co chcę ze sklepu. Trudno się dziwić takiej postawie, skoro wracamy z pracy zmęczeni i chcemy odpocząć. Ale chciałbym ukazać zależności jakie wynikają z takiej postawy. Gdy patrzę na stare zdjęcia nie było pola które nie byłoby wykorzystywane. Wszystko albo wypasano, albo uprawiano. Każdy chciał nawet najmniejszy skrawek pola uprawiać, a konflikty o miedzę były na porządku dziennym - liczył się każdy centymetr. Dziś nikt z młodych tej ziemi nie uprawia i na moich oczach wszystko zarasta ponad metrowymi trawskami. Ani raz w roku nie przejedzie ciągnik i nie skosi tej ogromnej trawy. A w takiej trawie bardzo łatwo rozmnażają się wszelakiego rodzaju mysiory - główni żywiciele kleszczy i źródło ich zakażeń chorobami odkleszczowymi (tak, borelioza to wina myszy, a nie kleszczy). Wysoka trawa również utrudnia złapanie takiego mysiora przez np. drapieżnego ptaka, których populacja się jeszcze nie odbudowała. W zbożach myszy też się dobrze rozwijają, ale do momentu, gdy przyjedzie rolnik i zbierze zarówno zboże jak i słomę, Myszom nagle brakuje schronienia, a takie właśnie momenty wykorzystywały różne zwierzęta drapieżne w tym bociany, które często wypatrywały takich uciekających przed kombajnem myszy. W taki sposób populacja myszy przed zimą drastycznie się zmniejszała. Gdy jest trawa, myszy mają schronienie przez całą zimę. Również liczba kotów (przynajmniej u mnie na wsi) się zmniejsza, a i dzikich kotowatych jest niewiele. Dodatkowo nieustannie większość ludzi jak tylko zobaczy żmije (które żywią się mysiorami) automatycznie łapie za łopatę i pozbawia je życia. Także mysiory mają raj i nie ma co je łapać, dlatego zwiększa się liczba kleszczy i to z chorobami. To przykład na to, że zaniechanie koszenia pól przy braku pierwotnej populacji zwierząt drapieżnych myszy rozwijają się na potęgę, a wraz z nimi zwiększa się liczba kleszczy. To moja hipoteza poparta obserwacjami moich terenów, które na bieżąco umieszczam na moim kanale: Zielony Umysł Jako początkujący rolnik, aż mam ochotę krzyczeć, bo tyle jest tych myszy (na polu 12 arowym jednego tygodnia złapałem 10 myszy, a w okresie czerwiec listopad średnio 1-2 dziennie). Boję się o każdą roślinę którą wsadzę. Tylko na 20 arach w ciągu 2 tygodni złapałem 5 myszy, a pies jedną. Widać ewidentnie że jest ich jeszcze więcej, tylko do pułapek nie zaglądają, bo mają inne rzeczy do jedzenia.To bardzo utrudnia mi start, bo już przez myszy nie licząc warzyw straciłem ok. 200 zł - czyli tyle co odkład pszczeli, który chciałbym kupić. Polecam polajkować i obserwować moją stronę na facebooku, by być na bieżąco z postami: https://www.facebook.com/umyslzielony/
0 Comments
Leave a Reply. |
Wyłącz Adblocka na tej stronie. Dzięki ! :D
Kategorie
All
Archiwa
February 2020
|