Jako, że siedzę w genetyce i sadownictwie już sporo czasu chciałem wspomnieć ten temat, gdyż jest mi bliski. Do przybliżenia tematyki wybrałem jabłoń jako organizm modelowy. W sklepach widzimy piękne, błyszczące i bez skazy jabłka, ale trzeba zadać sobie pytanie jak to się dzieje, że są takie piękne? Oczywiście dzięki opryskom. Już pomijam kwestię herbicydów, gdyż w tym artykule chciałbym się skupić głównie na insektycydach i fungicydach. Współczesne sady jabłoniowe pryskane są insektycydami i fungicydami w sezonie wegetacyjnym (pomijając herbicydy) zazwyczaj dwa razy w tygodniu (raz na grzyba raz na owada). Czy odmiany jabłoni na prawdę nie są wstanie obejść się bez tak częstych oprysków? Tak. A właściwie to nie :D Mogą przetrwać, ale jabłka będą wyglądać jak te powyżej. I nie ma się co oszukiwać, dzieję się tak przez niżej wymieniowe powody (główne): 1. Monokultura. W dużym zagęszczeniu rośliny częściej chorują ze względu na bliskość innych osobników tego samego gatunku. Dzieje się tak dlatego, że gdy jedna roślina zachoruje to patogen ma bardzo blisko do kolejnego osobnika którego może porazić. W końcu bardzo szybko infekcja rozprzestrzenia się po całym sadzie. 2. Kierunek hodowli obecnych odmian. Mamy kilkudziesięcioletnie zaległości jeśli chodzi o hodowlę odpornych odmian jabłoni. Hodowla takich odmian zatrzymała się, mniej więcej gdy jabłoń grochówka z czołowej odmiany wykorzystywanej w sadach stała się reliktem przeszłości (po II Wojnie Światowej). Dlaczego? Bo pojawiły się odmiany jabłoni produkujące dużo większe owoce i bardziej plenne. Wszystko inne załatwiały opryski. Już nie potrzebne nam były odmiany odporne na choroby i szkodniki. Liczyła się wielkość i ilość owoców. Z biegiem czasu odmiany wielkoowocowe wyparły te klasyczne i na ich podstawie tworzono nowe odmiany. Odmiany te mimo dużych owoców i plenności były podatne na choroby. 3. Bliskość genetyczna odmian i efekt chowu wsobnego. Obecne odmiany powstają na drodze krzyżowania osobników ze sobą spokrewnionych. Ciężko czasem odróżnić je od siebie i nawet jako sadownik mam z tym problemy. Oglądając stare odmiany jabłoni widzę wielką różnicę, gdyż odmiany te nie są ze sobą blisko spokrewnione, są unikatowe. Już nie szuka się ciekawych dzikich roślin i nie rejestruje się ich. Nowe odmiany powstają na drodze krzyżowania odmian klasycznych (które i tak ze sobą są spokrewnione) lub o zgrozo szuka się w koronie pędów dających niecodziennie zabarwione owoce (efekt mutacji wegetatywnej). Takie pędy pobiera się i rozmnaża wegetatywnie (podział rośliny) przez szczepienie czy okulizację. Genetyczne różnice między pędem rodzącym odmiennie zabarwione owoce oraz tym klasycznym są na prawdę niewielkie (to tak jakby geny naszej nogi porównać z genami naszej ręki). Odmiany powstałe w ten sposób to tzw. sporty. A mimo to hodowcom, ani organizacjom rejestrującym odmiany nie przeszkadza to w rejestracji takiego osobnika, bo to przecież łatwe pieniądze dla jednych i drugich czyż nie? Najlepsze jest to, że mutacja taka czasem się cofa (mutacja wsteczna) i finalnie mamy właściwie tą samą odmianę co pierwotnie tylko pod inną nazwą. Do wszystkiego dochodzi zjawisko chowu wsobnego, czyli spadku wigoru osobników potomnych (nowych odmian) spowodowany homozygotycznością genomu (sekwencje DNA takiego osobnika mają bardzo jednolity skład, czyli wiele takich samych ich kopii genów niczym się nie różniącymi). 4. Zatracenie odporności. Jeśli dawniej te same odmiany były kiedyś przynajmniej średnio podatne na patogeny chorobotwórcze to w tym momencie tej odporności już nie mają lub mają ją upośledzoną. Rośliny przyzwyczajone do oprysków przestają same stosować mechanizmy obronne przeciwko patogenom. Ich "układ odpornościowy" rozleniwia się i przestaje pracować. Bo po co roślina ma wydawać energię na walkę z patogenem skoro i tak te patogeny załatwi oprysk? To tak jak z nami ludźmi, jeśli cały czas bierzemy leki na byle pierdołę np. na niewielką gorączkę (najlepiej antybiotyki, bo czemu nie?) nasz organizm nie intensyfikuje wysiłku na tyle ile by mógł i nie wykorzystuje pełni potencjału, gdyż leki robią to za niego. W końcu człowiek, który bierze tych leków zbyt dużo i zbyt często (bierzmy antybiotyki 2x w tygodniu przez większość roku jak jabłonie przyjmują opryski to gwarantuję, że nasz organizm wysiądzie) uzależnia się od nich i sam nie jest wstanie walczyć z infekcją. Przywrócić roślinie odporność nie jest tak łatwo, a czasem wydaje się to nie możliwe. Tutaj również wkracza genetyka, a właściwie epigenetyka. Rośliny i zwierzęta wyciszają/blokują geny, które nie są są im potrzebne dezaktywując je (metylacja DNA), a odblokowanie tych genów jest możliwe, ale trudne. Takie zdezaktywowane DNA jest bardzo podatne na mutacje, dlatego wieloletnie blokowanie genów w tym wypadku odpowiedzialnych za odporność rośliny zwiększa w istotny sposób nieodwracalność utraty odporności. Ale me serce się raduje gdy widzę niektóre współczesne odmiany, które powstały na bazie krzyżówek z dzikimi gatunkami (które zazwyczaj są dużo bardziej odporniejsze niż odmiany uprawne) czy z hodowli odpornościowej. Także ludzie powoli się opamiętują! Na razie to odmiany niszowe, ale mam nadzieję że wejdą do masowej produkcji. Tematu nie wyczerpałem, ale na pewno do podobnej tematyki wrócę :D Dlatego polecam polajkować/obserwować moją stronę na facebooku, by być na bieżąco z postami: https://www.facebook.com/umyslzielony/
2 Komentarze
Jan
15/8/2021 01:05:38 pm
Ciekawy temat. Całkowicie się zgadzam. Tworzymy nowe gatunki drzewk owocowych ale zpominamy o ich zdrowotności..Ich przydatnoś ci w kuchni czy do bezpośredniego spożycia. Wiele nowych gatunków wykazuje utratę genów odporności ale i smaku.
Odpowiedz
Jan II
5/10/2021 01:03:15 pm
OT i cala prawda. Stosowanie chemii powoduje odwrotny skutek od zamierzonego. Trudno jednak zdobyć drzewka odporne szczególnie na choroby grzybowe.
Odpowiedz
Odpowiedz |
Wyłącz Adblocka na tej stronie. Dzięki ! :D
Kategorie
All
Archiwa
February 2020
|